Antoni Słonimski - Mary Pickford w Warszawie
Mary ze swoim małżonkiem wielkim Douglasem przyjechała własnym wagonem do Warszawy. Z dworca czasowo wynajętym Fordem udała się do hotelu Bristol, gdzie przez sympatje dla Paderewskiego zajęła cztery pokoje na pierwszym piętrze i jadła najdroższe potrawy. Stolicę reprezentował na dworcu p. Zagrodziński zgodnie z zasadą, że szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie. Niestety również zgodnie z przysłowiem, że szewc bez butów chodzi nic miał p. Zagrodziński ani jednego obrazu do pokazania p. Mary Pickford --- jeśli oczywiście nie liczyć obraz paru nieprzyjętych dziennikarzy. Filmiarze warszawscy mimo strejku kinowego pokazali wielkiej amerykańskiej parze tak zwany "zero-ekran".
Po bankiecie zwiedzono "Colloseum", gdzie dawniej męczono tylko chrześcian, obecnie zaś na wystawie wynalazków męczą również żydów. Poczem nastąpił obiad pożegnalny, na którym najwybitniejsi politycy i artyści przemawiali kolejno. Pierwszy przemawiał przedstawiciel Pata, który w ciepłych słowach wspomniał swego przyjaciela Patachona. Pan Chłapowski mówił o "Hrabinie Paryża", zaznaczając jednak, iż woli radjo od kina. W czasie wszystkich przemówień przemawiał również senator Baliński.
Tymczasem ulica wrzała. Każdy chciał zobaczyć Mary Pickford --- nie na ekranie a na ulicy. Młode adeptki filmowe marzyły tej nocy, że nazajutrz rano w Saskim Ogrodzie spotkają Douglasa. Upuszczam chusteczkę --- marzyło dziewczę --- następuje "zbliżenie" --- czyli powiększenie. On pyta: "Czy to Pani chusteczka?" Odpowiadam: "Ach, tak!". On: Kocham Panią i angażuje --- oto sto tysięcy dolarów". Młode dziewczę wyjeżdża nazajutrz do Ameryki a wszystkie koleżanki pękają z zazdrości. Młodzi ludzie snuli podobne projekty związane z osobą Mary Pickford. "Kto to jest --- ten wytworny młody człowiek?" --- Pyta Mary Pickford, --- "To jest młodszy pan Kolasiński" --- odpowiadają wszyscy, --- "Panie" --- powiada sekretarz "Pani Mary Pickford pragnie pana poznać". --- "Ach, tak? Bardzo chętnie --- ale niestety teraz jestem zajęty" e. t. c.
Zwłaszcza świątecznie i uroczyście w dniu przyjazdu Mary Pickford wystąpili nasi izraelici. "Jak mnie zobaczy w tym krawacie --- myślał jakiś Zyg, Dziuń czy Benek napewno weźmie mnie za anglika, "Żeby nie nos --- szepcze przed lustrem jakiś Kantorowicz --- byłbym wykapany Navatro. Przepraszam, że zbaczam nieco z tematu, ale jest to bardzo zajmująca sprawa. Otóż ambicją wielu naszych żydów jest to, aby ich brano wszędzie za cudzoziemców, ale nie byle jakich czechów, bułgarów czy niemców - chodzi o to aby się upodobnić do anglika lub amerykanina. Tej to właśnie idei poświęcają długie nieprzespane z nikim noce i pracowicie spędzone dni.
Krawat, but, laska, kapelusz ba nawet cera, wszystko to jest pułapką, w którą ma wpaść łatwowierny przechodzień. Marzenia takich "bubków" ziszczą się, gdy ktoś powie: "Patrz, idzie francuz" albo "to jakiś z ambasady". Ach, oni by tak chcieli wyglądać jak ci z ambasady. Chodzić prosto i dumnie i nie rozumieć po polsku. To jedno im się tylko udaje wystarczy powiedzieć coś względnie rozsądnego aby się spotkać z zupełnym niezrozumieniem.
Ciekawe jest, iż anglicy niemają zupełnie podobnego snobizmu i nic nie robią w tym kierunku aby ich brano za żydów. Chociaż kto wie, może przyjdzie do tego. Młodzieniec z Oxfordu będzie długo i z rozmysłem ubierał się co rano --- a przy obiedzie oznajmi z godnością: --- Papo możesz być dumny ze mnie --- paru ludzi wzięło mnie dzisiaj za żyda a jakaś dama odezwała się do mnie po żydowsku. Przyjaciele mówić będą o takim młodzieńcu z zazdrością. --- "Ach, on nie ma w sobie nic angielskiego ani cienia akcentu, nawet w manierach i umysłowości... zupełnie przypomina żyda. Starzy lordowie z dyskretnie haczykowatemi nosami pluć będą na podłogę, wbrew zamiłowaniu czystości, wrzeszczeć bez powodu i chęci wszystko po to, aby dożyć tej nieziemskiej radości i usłyszyć te niebiańskie słowa: "Czy Pan czasem nie jest izraelitą?".
Ale to jest daleka jeszcze przyszłość. Narazie Mary Pickford i Douglas zbyt wielu mają wokół siebie w HolIywood dyrektorów i ajentów żydowskich, aby chcieli się do nich upodobniać. To mi przypomina jeszcze jedno. W pojęciu warszawianina każdy Chaplin, Coogan, Lloyd, czy Veidt to żydzi. "Wszystko to są panie-żydzi". Jaka to niesprawiedliwość! Zupełnie obcych prawdziwych cudzoziemców biorą za żydów --- a biedaków, którzy starają się wszelkiemi siłami: naszych, biednych bogatych żydów --- niechcą brać za cudzoziemców. Czy im nie wszystko jedno.
Pierwodruk w: Cyrulik Warszawski, nr 8 (8),1926, str. 6;
Autor | Antoni Słonimski + |
Klucz | slonimski-mary-1926-07-24 + |
Nazwastrony | Antoni Słonimski - Mary Pickford w Warszawie + |
Numer | 8 (8) + |
Publikowane | Cyrulik Warszawski + |
Rodzaj | Artykuł + oraz Satyra + |
Rok publikacji | 1926 + |
Strony | 6 + |
Tytuł | Mary Pickford w Warszawie + |
Data "Data" is a type and predefined property provided by Semantic MediaWiki to represent date values. | 1926 + |