R - Julian Tuwim: Rzecz czarnoleska: Różnice pomiędzy wersjami

Z sapijaszko.net
Skocz do: nawigacja, szukaj
m (Utworzył nową stronę „{{MetaUtwor |klucz=r-julian-1929 |Autor=R. |Tytul=Julian Tuwim: Rzecz czarnoleska |Published = Kurier Literacko-Naukowy |Nr = 6 |Data = 1929-02-11 |Strona = 11 |Przedru...”)
 
m (zamienił w treści „---” na „—”)
 
(Nie pokazano 1 pośredniej wersji utworzonej przez tego samego użytkownika)
Linia 12: Linia 12:
 
|Źródło = {{Źródło|Typ=Journal|Klucz=KLN-1929-06}}
 
|Źródło = {{Źródło|Typ=Journal|Klucz=KLN-1929-06}}
 
|Treść =
 
|Treść =
Wszyscy nasi romantycy zdychali do lipy czarnoleskiej owianej chłodnymi wiatrami, rozśpiewanej słowikami i szpakami, rozbrzęczanej pszczołami biorącemi miód ''"który potem szlachci pańskie stoły"'', a ona ''"swym cichym szeptem sprawić umie snadnie, że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie".'' Ta lipa była dla nich symbolem szczęścia --- staropolskiego, Zygmuntowskiego, złotego, dla nich nieosiągalnego. Dlatego i Norwid, walcząc z romantyzmem spleenem, chciał "czarnoleskiej rzeczy", by mu uleczyła serce; zagrał na złotostrunnej lutni Kochanowskiego i --- jeszcze mu było smutniej. Oczywiście, skoro z lutnią ''Jana'' nie wróciła ''Polska Zygmuntowska.'' Ale dzisiejsi poeci, wyleczeni z ''"romantycznego smętu",'' czy nie potrafią już zagrać na owej lutni ''afirmującej życie?''
+
Wszyscy nasi romantycy zdychali do lipy czarnoleskiej owianej chłodnymi wiatrami, rozśpiewanej słowikami i szpakami, rozbrzęczanej pszczołami biorącemi miód ''"który potem szlachci pańskie stoły"'', a ona ''"swym cichym szeptem sprawić umie snadnie, że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie".'' Ta lipa była dla nich symbolem szczęścia staropolskiego, Zygmuntowskiego, złotego, dla nich nieosiągalnego. Dlatego i Norwid, walcząc z romantyzmem spleenem, chciał "czarnoleskiej rzeczy", by mu uleczyła serce; zagrał na złotostrunnej lutni Kochanowskiego i jeszcze mu było smutniej. Oczywiście, skoro z lutnią ''Jana'' nie wróciła ''Polska Zygmuntowska.'' Ale dzisiejsi poeci, wyleczeni z ''"romantycznego smętu",'' czy nie potrafią już zagrać na owej lutni ''afirmującej życie?''
  
''Tuwim,'' biorący tytuł ostatniego zbiorku z westchnieniem Norwida, nie szuka u ''Kochanowskiego'' ukochania polskiej, czy wogóle ziemskiej rzeczywistości, urody życia, lecz słów równoważnych z rzeczami, słów właściwych, prawdziwych. I zdaje mu się, że je znalazł, gdy ''"z zielonego glinianego dzbanka ("Dzbanie mój pisany, dzbanie polewany") zimną wodę żelazną łyka";'' gdy ''"zmęczony, jakby orał, na łóżko się rzuci --- i będzie w cieniu drzemał po blasku i znoju";'' gdy piecze w polu kartofle:
+
''Tuwim,'' biorący tytuł ostatniego zbiorku z westchnieniem Norwida, nie szuka u ''Kochanowskiego'' ukochania polskiej, czy wogóle ziemskiej rzeczywistości, urody życia, lecz słów równoważnych z rzeczami, słów właściwych, prawdziwych. I zdaje mu się, że je znalazł, gdy ''"z zielonego glinianego dzbanka ("Dzbanie mój pisany, dzbanie polewany") zimną wodę żelazną łyka";'' gdy ''"zmęczony, jakby orał, na łóżko się rzuci i będzie w cieniu drzemał po blasku i znoju";'' gdy piecze w polu kartofle:
  
 
<poem>
 
<poem>
Linia 23: Linia 23:
 
</poem>
 
</poem>
  
Jeszcze ''"strofy o późnem lecie"'' owionięte są tą atmosferą czarnoleską. Ale wnet ogarnia go Norwidowski smutek: ''"O każdą chwilę się niepokoję, --- o każdą myśl: czy też się wysłowi?"'' Te niepokoje artysty o słowa stanowią główny przedmiot ''"Rzeczy czarnoleskiej".'' Tuwim już w ''"Czyhaniu na Boga",'' prócz poezji, uprawiał poetykę, a te refleksje nad samym procesem tworzenia, nad sztuką poetycką mnożyły się w miarę doskonalenia się w technice i zdolności ekspresji. Niezaprzeczony mistrz słowa za legendę uważa dziś wieści o poecie-prowincjonale i o poecie z dziecinnego widzenia, a sam czuje ważność i wielkość pracy, by
+
Jeszcze ''"strofy o późnem lecie"'' owionięte są tą atmosferą czarnoleską. Ale wnet ogarnia go Norwidowski smutek: ''"O każdą chwilę się niepokoję, o każdą myśl: czy też się wysłowi?"'' Te niepokoje artysty o słowa stanowią główny przedmiot ''"Rzeczy czarnoleskiej".'' Tuwim już w ''"Czyhaniu na Boga",'' prócz poezji, uprawiał poetykę, a te refleksje nad samym procesem tworzenia, nad sztuką poetycką mnożyły się w miarę doskonalenia się w technice i zdolności ekspresji. Niezaprzeczony mistrz słowa za legendę uważa dziś wieści o poecie-prowincjonale i o poecie z dziecinnego widzenia, a sam czuje ważność i wielkość pracy, by
 
<poem>
 
<poem>
 
w strof czworokąty
 
w strof czworokąty
Linia 39: Linia 39:
 
</poem>
 
</poem>
  
Muzyka opiera się na matematyce. Więc i on wzoru poezji szuka w matematyce, w geometrji, wielbi kwadrat, który w chaos się wcina, jako najpiękniejszy, zamknięty w sobie poemat. Jesteśmy w akademji, w szkole Platona, gdzie Bóg kulisty uprawia geometrję. Jako teorja, jest to piękne, ale w praktyce unieszczęśliwia przyszłego poetę, który np. w brzmieniu ''"Bagdad"'' znalazł równoważnik snów dziecięcych i odtąd nigdy już nie zaznaje podobnego szczęścia.
+
Muzyka opiera się na matematyce. Więc i on wzoru poezji szuka w matematyce, w geometrji, wielbi kwadrat, który w chaos się wcina, jako najpiękniejszy, zamknięty w sobie poemat. Jesteśmy w akademji, w szkole Platona, gdzie Bóg kulisty uprawia geometrję. Jako teorja, jest to piękne, ale w praktyce unieszczęśliwia przyszłego poetę, który np. w brzmieniu ''"Bagdad"'' znalazł równoważnik snów dziecięcych i odtąd nigdy już nie zaznaje podobnego szczęścia. W takie ''"bagdady"'' udaje się Tuwimowi zamknąć ''"Ranek tragiczny"'' i ''"Erotyk o bzach",'' ale praca nad takiemi absolutnemi wierszami jest tak ciężka, że ''"kamienie raczej rąbać".'' Mimo to z dumą rekapituluje ubiegłe dziesięciolecie poezji polskiej, które rozpoczął swą ''"Wiosną w mieście",'' i stwierdza:
 +
<poem>
 +
Z poetyckich kominów bucha dym — evviva!
 +
Piorunościągi sterczą na nich, jak bagnety
 +
i zadymione niebo złoty krzyk rozrywa
 +
i wypruwa gwiaździsty sztandar dla poety!
 +
 
 +
Gniew stalą roztopioną wre, huczy i pryska,
 +
iskry pieśnią tryskają z hutniczego pieca!
 +
Walić, młodzi, młotami w piekło paleniska,
 +
w którem żarem się pławi polska giovinezza.
 +
 
 +
I niechże sobie teraz kto chce krzyczy: żydy!
 +
byle się nam poezja w rękach pędem trzęsła!
 +
Do muzeów witezie, magiki, druidy!
 +
Nam radość, że jest w słowach tyle drzew i mięsa.
 +
 
 +
Tak się przyszłość buduje — muskularną mową.
 +
Tak się życie pcha naprzód — śpiewną robocizną.
 +
Młodości, daj nam skrzydła! Boże, ześlij słowo!
 +
W pęd sławy, w dzieje twoje, porwij nas, ojczyzno!
 +
</poem>
 +
 
 +
Te cztery strofy, choć im jeszcze niezupełnie odpowiada rzeczywistość, są jedną z ''"przedziwności"'' polszczyzny i stanowią godny odpowiednik manifestu ''Futurusa'' z przed 10 lat. I jeśli następne dziesięciolecie spełni z przytoczonej ody do młodzieży poetyckiej tyle, ile ubiegłe dziesięciolecie spełniło z owego manifestu, i poezja i polszczyzna nie wyjdą przy tem z próżnymi rękami.
 
}}
 
}}

Aktualna wersja na dzień 10:25, 7 sty 2014


Wszyscy nasi romantycy zdychali do lipy czarnoleskiej owianej chłodnymi wiatrami, rozśpiewanej słowikami i szpakami, rozbrzęczanej pszczołami biorącemi miód "który potem szlachci pańskie stoły", a ona "swym cichym szeptem sprawić umie snadnie, że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie". Ta lipa była dla nich symbolem szczęścia — staropolskiego, Zygmuntowskiego, złotego, dla nich nieosiągalnego. Dlatego i Norwid, walcząc z romantyzmem spleenem, chciał "czarnoleskiej rzeczy", by mu uleczyła serce; zagrał na złotostrunnej lutni Kochanowskiego i — jeszcze mu było smutniej. Oczywiście, skoro z lutnią Jana nie wróciła Polska Zygmuntowska. Ale dzisiejsi poeci, wyleczeni z "romantycznego smętu", czy nie potrafią już zagrać na owej lutni afirmującej życie?

Tuwim, biorący tytuł ostatniego zbiorku z westchnieniem Norwida, nie szuka u Kochanowskiego ukochania polskiej, czy wogóle ziemskiej rzeczywistości, urody życia, lecz słów równoważnych z rzeczami, słów właściwych, prawdziwych. I zdaje mu się, że je znalazł, gdy "z zielonego glinianego dzbanka ("Dzbanie mój pisany, dzbanie polewany") zimną wodę żelazną łyka"; gdy "zmęczony, jakby orał, na łóżko się rzuci — i będzie w cieniu drzemał po blasku i znoju"; gdy piecze w polu kartofle:

Z dłoni go w dłoń przerzucać! dmuchać, bo gorący!
parzy obłuskiwaną, spieczoną łupiną!
tknąć w sól z papierka! wchłonąć w usta chuchające,
żeby się na skaczącym języku rozpłynął!

Jeszcze "strofy o późnem lecie" owionięte są tą atmosferą czarnoleską. Ale wnet ogarnia go Norwidowski smutek: "O każdą chwilę się niepokoję, — o każdą myśl: czy też się wysłowi?" Te niepokoje artysty o słowa stanowią główny przedmiot "Rzeczy czarnoleskiej". Tuwim już w "Czyhaniu na Boga", prócz poezji, uprawiał poetykę, a te refleksje nad samym procesem tworzenia, nad sztuką poetycką mnożyły się w miarę doskonalenia się w technice i zdolności ekspresji. Niezaprzeczony mistrz słowa za legendę uważa dziś wieści o poecie-prowincjonale i o poecie z dziecinnego widzenia, a sam czuje ważność i wielkość pracy, by

w strof czworokąty
nieustępliwe rzeczy wtłaczać,
wyginać, ciosać, przeistaczać,
śród czterech linij szukać piątej...

I ledwie wymozolił poemat, wyznaje:

Gdzież mnie do poematów? Ledwo wiersz wykrztuszę
z rozdygotanej krtani, drżąc o każde słowo,
trwożąc się, czy coś znaczysz, o zawodna mowo,
dla której dźwięków tajnych żyć i umrzeć muszę.

Muzyka opiera się na matematyce. Więc i on wzoru poezji szuka w matematyce, w geometrji, wielbi kwadrat, który w chaos się wcina, jako najpiękniejszy, zamknięty w sobie poemat. Jesteśmy w akademji, w szkole Platona, gdzie Bóg kulisty uprawia geometrję. Jako teorja, jest to piękne, ale w praktyce unieszczęśliwia przyszłego poetę, który np. w brzmieniu "Bagdad" znalazł równoważnik snów dziecięcych i odtąd nigdy już nie zaznaje podobnego szczęścia. W takie "bagdady" udaje się Tuwimowi zamknąć "Ranek tragiczny" i "Erotyk o bzach", ale praca nad takiemi absolutnemi wierszami jest tak ciężka, że "kamienie raczej rąbać". Mimo to z dumą rekapituluje ubiegłe dziesięciolecie poezji polskiej, które rozpoczął swą "Wiosną w mieście", i stwierdza:

Z poetyckich kominów bucha dym — evviva!
Piorunościągi sterczą na nich, jak bagnety
i zadymione niebo złoty krzyk rozrywa
i wypruwa gwiaździsty sztandar dla poety!

Gniew stalą roztopioną wre, huczy i pryska,
iskry pieśnią tryskają z hutniczego pieca!
Walić, młodzi, młotami w piekło paleniska,
w którem żarem się pławi polska giovinezza.

I niechże sobie teraz kto chce krzyczy: żydy!
byle się nam poezja w rękach pędem trzęsła!
Do muzeów witezie, magiki, druidy!
Nam radość, że jest w słowach tyle drzew i mięsa.

Tak się przyszłość buduje — muskularną mową.
Tak się życie pcha naprzód — śpiewną robocizną.
Młodości, daj nam skrzydła! Boże, ześlij słowo!
W pęd sławy, w dzieje twoje, porwij nas, ojczyzno!

Te cztery strofy, choć im jeszcze niezupełnie odpowiada rzeczywistość, są jedną z "przedziwności" polszczyzny i stanowią godny odpowiednik manifestu Futurusa z przed 10 lat. I jeśli następne dziesięciolecie spełni z przytoczonej ody do młodzieży poetyckiej tyle, ile ubiegłe dziesięciolecie spełniło z owego manifestu, i poezja i polszczyzna nie wyjdą przy tem z próżnymi rękami.


Pierwodruk w: Kurier Literacko-Naukowy, nr 6,1929, str. 11;





klucz: r-julian-1929
AutorR. +
Kluczr-julian-1929 +
Klucz rodzajutuwim-rzecz-1929 +
NazwastronyR - Julian Tuwim: Rzecz czarnoleska +
Numer6 +
PublikowaneKurier Literacko-Naukowy +
RodzajRecenzja +
Rok publikacji1929 +
Strony11 +
TytułJulian Tuwim: Rzecz czarnoleska +
Data
"Data" is a type and predefined property provided by Semantic MediaWiki to represent date values.
luty 11, 1929 +